Kategorie
Biografia - nie biografia

Biografia nie biografia – Martyna cz. 4

W trakcie takich rozmów więź między nami zaczęła się coraz bardziej zacieśniać. Pewnego razu, kiedy znowu prowadziliśmy naszą nocną rozmowę, Martyna całkiem przypadkowo, a może i nie, wspomniała o swoich drastycznej przygodzie z dawnych czasów i w pewnym momencie chyba się z reflektowała, bo urywając w połowie zdania, stwierdziła: „Albo nie. opowiem ci o tym jak się spotkamy, bo teraz chyba nie jestem na to gotowa”. Opowieść Martyny jednak była doprowadzona do momentu w którym każdy, gdyby dobrze pomyśleć, doszedł by do rozwiązania i ja wypowiedziałem jedno słowo, które Martyna bardzo cichym głosem potwierdziła. Szczegułów nie będę zdradzać ponieważ, jestem pewien, że Martyna spewnością by sobie tego nie życzyła. Dość na tym, że jeszcze bardziej, zacieśniły się po tej rozmowie między nami nasze więzi. Od tej pory niemal wszystko się zmieniło diametralnie i już nic nie było takie samo. Szacunek i podziw jaki zdobyłem dla tej dziewczyny, zadziwił mnie samego. W porównaniu z moimi trzema poprzednimi związkami, to relacja jaka zrodziła się między mną i Martyną o niebo przewyższała wszystkie trzy. Słuchając noc w noc przeżyć Martyny, przestałem się dziwić temu, że ona jest inna niż większość dziewcząt w jej wieku. Na samym początku nie zauważałem tego, albo nie zwracałem na to większej uwagi, traktując Martynę jak koleżankę, lub w najlepszym przypadku przyjaciółkę. Jednakże od pamiętnej rozmowy, coś między nami się stało, coś spowodowało, że finał był do przewidzenia. W czerwcu będąc w Krakowie, poznałem Martynę i przegadałem z nią przez telefon, 2 miesiące. Cały lipiec i sierpień A 25stego września, Martyna pojawiła się we Wrocławiu na dworcu. Wcześniej jednak, w naszych rozmowach, ustaliliśmy, że Martyna się do mnie wprowadzi Jako moja pełnoprawna dziewczyna. Oczywiście, pomijam nasze rozmowy prowadzące do tej decyzji, ponieważ dużoby pisać i rozwodzić się, przytaczając dialogi, które i tak są oczywiste, a które to dialogi już dawno krążyły między nami sugerująco, popychaj,ąc nas ku sobie. Decyzję o jej przeprowadzce też poprzedziło wiele dziennonocnych rozmów przy każdej okazji, ale nie obyło się bez problemów i jej przeprowadzkę poprzedziły pewne wydarzenia. Już kiedy Martyna była u mnie Z niewiadomych mi powodów, co jakiś czas atakowały ją bóle brzucha o dość dużej sile i nawet sama Martyna nie wiedziała co to jest, twierdząc, że z brzuchem to ona od małego miała problemy, a lekarze twierdzili, że wszystko jest ok. Do momentu, aż kiedyś z pracy nie zabrało jej pogotowie. W tym miejscu też przemilczę przyczynę jej bóli. Dość na tym, że przez niemal 3 lata, jej lekarz prowadzący twierdził, że nic się nie dzieje. Lekarz ten, od Martyny za samą wizytę, kasował180 pln. Martyna po tygodniu pobytu u mnie, wróciła do siebie i pewnego dnia, kiedy rozmawiałem z martyną, znowu rozbolał ją brzuch, ale tak mocno, że nie mogła mówić, ani się poruszyć. Po wzięciu leków przeciw bólowych jakoś tam mogła chodzić. Stwierdziłem, że dość tego i ja znajdę jej lekarza, który się nada. Wspólnymi siłami bo i ona przeglądała internet w tym celu, znaleźliśmy lekarza, który miał nawet 100 procent pozytywnych opinii. Martyna jeszcze tego samego dnia zarejestrowała się do niego na wizytę i pojechała autobusem, a ja siedziałem na szpilkach martwiąc się, żeby jej podczas tej podróży się nie pogorszyło. Lekarz ten stwierdził, że Martyna dostała wewnętrznego krwotoku, ale on nie wie gdzie jest jego źródło, a w międzyczasie bóle jej przeszły. Lekarz zalecił czekać na bóle, ponieważ podobno tylko wtedy, wytworzą się jakieś tam bąbelki, które odsłonią miejsce krwawienia i tak Martyna wróciła do domu. Bóle się jak na złość nie pojawiały, a kiedy nadeszły wreszcie po jakimś czasie, Martyna ledwo żywa pojechała do znalezionego w internecie lekarza. Okazało się, że jest tak źle z nią, że lekarz po zbadaniu jej, stwierdził, że to się nadaje już teraz na operację, ponieważ jest bardziej źle niż możnaby się spodziewać i że ona przyszła do niego niemal w ostatniej chwili. „Proszę panią” powiedział lekarz. „Gdyby pani przyszła do mnie godzinę później, nie rozmawialibyśmy teraz”. I tak Martyna wylądowała w szpitalu, gdzie po niemal trzech dniach ją wypuścili z temperaturą 39,9. w ciągu tych trzech dni, odbyła się operacja Martyny i wycięli jej to, co wyciąć powinni, po czym na pytanie Martyny kiedy już leżała na sali po operacji czy wszystko z nią ok, pielęgniarka stwierdziła, że z punktu medycznego jest ok. Po tygodniu, kazali jej zdiąć szwy. Kiedy po zabiegu wracała do domu, okazałosię, że pod bluzką Martyna czuje jakąś wilgoć. Wróciła więc do gabinetu zabiegowego, a tam okazałosię, że szycie się rozeszło i trzeba było założyć nowe szwy. Powiedzcie jaki idiota, każe zdejmować szwy, po tygodniu po tak poważnej operacji? T o ja po wycięciu woreczka żółciowego szwy miałem zdejmowane dopiero po trzech tygodniach, a lekarz który je zdejmował, twierdził, że to i tak jeszcze za wcześnie przyszedłem i zdejmowano mi je na raty. No, ale wracajmy do Martyny. Kiedy już Bóle przeszły, ale nie na długo i wdała się gorączka, która też choć nakrótko zniknęła. Nowy Lekarz Martyny, kazał jej przyjść na kontrolę za 2 tygodnie, ale tej wizyty, niestety już nie doczekała. Okazało się, że ona ma jeszcze jedną zaległą rehabilitację kręgosłupa i że właśnie zadzwonili ze szpitala, że właśnie jest dla niej miejsce i jeśli chce, to ma im dać odpowiedź do następnego dnia. Martyna zdecydowała, że jednak skorzysta, tym bardziej, że miała to być jej ostatnia rehabilitacja w tym roku. W szpitalu miała być chyba 2 tygodnie, nie pamiętam teraz już dokładnie. Ze względu na fakt, że w miejscu w którym dane było jej przebywać zasięg komórkowy był marny, pozostało nam kontaktować się na nessengerze. Zresztą byłem o tym uprzedzony, ale w okolicy drugiego tygodnia, nagle, kontakt między nami się urwał. Nie mogłem się do niej do dzwonić, ani na messengera, ani normalnie na telefon. Nawet `nie wiecie, jak się wystraszyłem, że coś mogłoby się jej stać. Próbowałem kontaktu z nią co kilka godzin z marnym rezultatem, marnym, czyli żadnym. Ciągle włączała mi się poczta głosowa. Trzeciego dnia bez skutecznych prób, jakież było moje zdziwienie, kiedy poraz nie wiem który usiłowałem się do dzwonić do Martyny, w mojej słuchawce pojawiły się niemieckie komunikaty o tym, że numer jest teraz niedostępny. To mnie już całkiem zszokowało. Jak to? ale o co chodzi? Dla czego po niemiecku? Długo nie mogłem się otrząsnąć z doznanego szoku. Próbowałem kilka razy, myśląc, że może się przesłyszałem, albo co, ale nie, uparcie panienka w mojej słuchawce szwargotała o niedostępnym numerze po niemiecku. Teraz już całkiem nie wiedziałem co robić. Minął kolejny dzień i ktoś dzwoni na messengera. Kiedy zobaczyłem, że to Martyna, myślałem, że to sen jakiś i że zaraz się obudzę i że jej nazwisko za chwilę zniknie z wyświetlacza. Odebrałem połączenie i usłyszałem ją po drugiej stronie. Musiałem nieco ochłonąć, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Wreszcie, udało mi się to. Martyna, co się dzieje? czy ty jesteś w niemczech? Zapytałem tak od po prostu, wiedząc, że ona ma dwóch braci u naszych sąsiadów. „Tak”, Brzmiała odpowiedź wypowiedziana tak słabym głosem, że po prosiłem ją, żeby powtórzyła. „Tak”. U braci? „Nie. W szpitalu, a ściślej rzecz biorąc w klinice, ale nic nie wiem i nie pytaj mnie, bo ja nawet nie rozumiem co oni do mnie mówią””. „Nie znam niemieckiego”. Jak się tam znalazłaś? „Rozmawiałam z rodzinką z niemiec, przez kamerkę i nagle złapał mnie taki ból brzucha, że zemdlałam”, a potem obudziłam się już tutaj. Martyna w niemieckiej klinice przeleżała prawie trzy tygodnie, ale przynajmniej niemcy znają się na swojej robocie, bo okazało się, że po ostatniej operacji, wdało się zakażenie i stąd te wszystkie bóle. Niemcy dość szybko postawili ją na nogi i mogła wracać, żeby zająć się bierzącymi sprawami. Wracając jeszcze na moment do Martyny wizyty u mnie, jednej z nocy kiedy tak leżeliśmy obok siebie w łóżku, powiedziałem jej o moich zasadach i że mam do niej pytanie, ale jeśli nie chce może mi odmówić lub kazać mi z tym nieco zaczekać. a Jedna z moich zasad jest taka, że żeby dziewczyna/kobieta, była moją partnerką, ja pytam, ona odpowiada, tak, albo nie. Nie ma tak, u mnie, że coś się dzieje samo i jak ktoś kiedyś zapyta: „Hmm no to jesteście parą. To jak się to stało”? I tu pada prosta odpowiedź: „aaaaa wiesz, tak jakoś samo wyszło”. Ja muszę znać zdanie osoby z którą chciałbym się związać. Tak więc zadałem w nocy to pytanie: Martyna, czy chciałabyś zostać moją dziewczyną? Martyna bez wahania dała odpowiedź twierdzącą. Jakiś czas później posunąłem się w moich pytaniach dalej i zapytałem ją, czy chciałaby za mnie wyjść i tu też padła odpowiedź twierdząca, choć to z mojej strony było pytanie czysto hipotetyczne. Tyle, że przy odpowiedzi o małżeństwo było jedno zastrzeżenie. „Chciałabym, ale tylko ślub cywilny. Kościelnego nie uznaję”. Przyznam, że ta odpowiedź była jak miód na moje serce :D. Bo ja ateista i ślub kościelny :D. Sami pomyślcie 😀 Po tej oświadczynowej chwili zasnęliśmy. C.D.N

W trakcie takich rozmów więź między nami zaczęła się coraz bardziej zacieśniać. Pewnego razu, kiedy znowu prowadziliśmy naszą nocną rozmowę, Martyna całkiem przypadkowo, a może i nie, wspomniała o swoich drastycznej przygodzie z dawnych czasów i w pewnym momencie chyba się z reflektowała, bo urywając w połowie zdania, stwierdziła: "Albo nie. opowiem ci o tym jak się spotkamy, bo teraz chyba nie jestem na to gotowa". Opowieść Martyny jednak była doprowadzona do momentu w którym każdy, gdyby dobrze pomyśleć, doszedł by do rozwiązania i ja wypowiedziałem jedno słowo, które Martyna bardzo cichym głosem potwierdziła. Szczegułów nie będę zdradzać ponieważ, jestem pewien, że Martyna spewnością by sobie tego nie życzyła. Dość na tym, że jeszcze bardziej, zacieśniły się po tej rozmowie między nami nasze więzi. Od tej pory niemal wszystko się zmieniło diametralnie i już nic nie było takie samo. Szacunek i podziw jaki zdobyłem dla tej dziewczyny, zadziwił mnie samego. W porównaniu z moimi trzema poprzednimi związkami, to relacja jaka zrodziła się między mną i Martyną o niebo przewyższała wszystkie trzy. Słuchając noc w noc przeżyć Martyny, przestałem się dziwić temu, że ona jest inna niż większość dziewcząt w jej wieku. Na samym początku nie zauważałem tego, albo nie zwracałem na to większej uwagi, traktując Martynę jak koleżankę, lub w najlepszym przypadku przyjaciółkę. Jednakże od pamiętnej rozmowy, coś między nami się stało, coś spowodowało, że finał był do przewidzenia. W czerwcu będąc w Krakowie, poznałem Martynę i przegadałem z nią przez telefon, 2 miesiące. Cały lipiec i sierpień A 25stego września, Martyna pojawiła się we Wrocławiu na dworcu. Wcześniej jednak, w naszych rozmowach, ustaliliśmy, że Martyna się do mnie wprowadzi Jako moja pełnoprawna dziewczyna. Oczywiście, pomijam nasze rozmowy prowadzące do tej decyzji, ponieważ dużoby pisać i rozwodzić się, przytaczając dialogi, które i tak są oczywiste, a które to dialogi już dawno krążyły między nami sugerująco, popychaj,ąc nas ku sobie. Decyzję o jej przeprowadzce też poprzedziło wiele dziennonocnych rozmów przy każdej okazji, ale nie obyło się bez problemów i jej przeprowadzkę poprzedziły pewne wydarzenia. Już kiedy Martyna była u mnie Z niewiadomych mi powodów, co jakiś czas atakowały ją bóle brzucha o dość dużej sile i nawet sama Martyna nie wiedziała co to jest, twierdząc, że z brzuchem to ona od małego miała problemy, a lekarze twierdzili, że wszystko jest ok. Do momentu, aż kiedyś z pracy nie zabrało jej pogotowie. W tym miejscu też przemilczę przyczynę jej bóli. Dość na tym, że przez niemal 3 lata, jej lekarz prowadzący twierdził, że nic się nie dzieje. Lekarz ten, od Martyny za samą wizytę, kasował180 pln. Martyna po tygodniu pobytu u mnie, wróciła do siebie i pewnego dnia, kiedy rozmawiałem z martyną, znowu rozbolał ją brzuch, ale tak mocno, że nie mogła mówić, ani się poruszyć. Po wzięciu leków przeciw bólowych jakoś tam mogła chodzić. Stwierdziłem, że dość tego i ja znajdę jej lekarza, który się nada. Wspólnymi siłami bo i ona przeglądała internet w tym celu, znaleźliśmy lekarza, który miał nawet 100 procent pozytywnych opinii. Martyna jeszcze tego samego dnia zarejestrowała się do niego na wizytę i pojechała autobusem, a ja siedziałem na szpilkach martwiąc się, żeby jej podczas tej podróży się nie pogorszyło. Lekarz ten stwierdził, że Martyna dostała wewnętrznego krwotoku, ale on nie wie gdzie jest jego źródło, a w międzyczasie bóle jej przeszły. Lekarz zalecił czekać na bóle, ponieważ podobno tylko wtedy, wytworzą się jakieś tam bąbelki, które odsłonią miejsce krwawienia i tak Martyna wróciła do domu. Bóle się jak na złość nie pojawiały, a kiedy nadeszły wreszcie po jakimś czasie, Martyna ledwo żywa pojechała do znalezionego w internecie lekarza. Okazało się, że jest tak źle z nią, że lekarz po zbadaniu jej, stwierdził, że to się nadaje już teraz na operację, ponieważ jest bardziej źle niż możnaby się spodziewać i że ona przyszła do niego niemal w ostatniej chwili. "Proszę panią" powiedział lekarz. "Gdyby pani przyszła do mnie godzinę później, nie rozmawialibyśmy teraz". I tak Martyna wylądowała w szpitalu, gdzie po niemal trzech dniach ją wypuścili z temperaturą 39,9. w ciągu tych trzech dni, odbyła się operacja Martyny i wycięli jej to, co wyciąć powinni, po czym na pytanie Martyny kiedy już leżała na sali po operacji czy wszystko z nią ok, pielęgniarka stwierdziła, że z punktu medycznego jest ok. Po tygodniu, kazali jej zdiąć szwy. Kiedy po zabiegu wracała do domu, okazałosię, że pod bluzką Martyna czuje jakąś wilgoć. Wróciła więc do gabinetu zabiegowego, a tam okazałosię, że szycie się rozeszło i trzeba było założyć nowe szwy. Powiedzcie jaki idiota, każe zdejmować szwy, po tygodniu po tak poważnej operacji? T o ja po wycięciu woreczka żółciowego szwy miałem zdejmowane dopiero po trzech tygodniach, a lekarz który je zdejmował, twierdził, że to i tak jeszcze za wcześnie przyszedłem i zdejmowano mi je na raty. No, ale wracajmy do Martyny. Kiedy już Bóle przeszły, ale nie na długo i wdała się gorączka, która też choć nakrótko zniknęła. Nowy Lekarz Martyny, kazał jej przyjść na kontrolę za 2 tygodnie, ale tej wizyty, niestety już nie doczekała. Okazało się, że ona ma jeszcze jedną zaległą rehabilitację kręgosłupa i że właśnie zadzwonili ze szpitala, że właśnie jest dla niej miejsce i jeśli chce, to ma im dać odpowiedź do następnego dnia. Martyna zdecydowała, że jednak skorzysta, tym bardziej, że miała to być jej ostatnia rehabilitacja w tym roku. W szpitalu miała być chyba 2 tygodnie, nie pamiętam teraz już dokładnie. Ze względu na fakt, że w miejscu w którym dane było jej przebywać zasięg komórkowy był marny, pozostało nam kontaktować się na nessengerze. Zresztą byłem o tym uprzedzony, ale w okolicy drugiego tygodnia, nagle, kontakt między nami się urwał. Nie mogłem się do niej do dzwonić, ani na messengera, ani normalnie na telefon. Nawet `nie wiecie, jak się wystraszyłem, że coś mogłoby się jej stać. Próbowałem kontaktu z nią co kilka godzin z marnym rezultatem, marnym, czyli żadnym. Ciągle włączała mi się poczta głosowa. Trzeciego dnia bez skutecznych prób, jakież było moje zdziwienie, kiedy poraz nie wiem który usiłowałem się do dzwonić do Martyny, w mojej słuchawce pojawiły się niemieckie komunikaty o tym, że numer jest teraz niedostępny. To mnie już całkiem zszokowało. Jak to? ale o co chodzi? Dla czego po niemiecku? Długo nie mogłem się otrząsnąć z doznanego szoku. Próbowałem kilka razy, myśląc, że może się przesłyszałem, albo co, ale nie, uparcie panienka w mojej słuchawce szwargotała o niedostępnym numerze po niemiecku. Teraz już całkiem nie wiedziałem co robić. Minął kolejny dzień i ktoś dzwoni na messengera. Kiedy zobaczyłem, że to Martyna, myślałem, że to sen jakiś i że zaraz się obudzę i że jej nazwisko za chwilę zniknie z wyświetlacza. Odebrałem połączenie i usłyszałem ją po drugiej stronie. Musiałem nieco ochłonąć, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Wreszcie, udało mi się to. Martyna, co się dzieje? czy ty jesteś w niemczech? Zapytałem tak od po prostu, wiedząc, że ona ma dwóch braci u naszych sąsiadów. "Tak", Brzmiała odpowiedź wypowiedziana tak słabym głosem, że po prosiłem ją, żeby powtórzyła. "Tak". U braci? "Nie. W szpitalu, a ściślej rzecz biorąc w klinice, ale nic nie wiem i nie pytaj mnie, bo ja nawet nie rozumiem co oni do mnie mówią"". "Nie znam niemieckiego". Jak się tam znalazłaś? "Rozmawiałam z rodzinką z niemiec, przez kamerkę i nagle złapał mnie taki ból brzucha, że zemdlałam", a potem obudziłam się już tutaj. Martyna w niemieckiej klinice przeleżała prawie trzy tygodnie, ale przynajmniej niemcy znają się na swojej robocie, bo okazało się, że po ostatniej operacji, wdało się zakażenie i stąd te wszystkie bóle. Niemcy dość szybko postawili ją na nogi i mogła wracać, żeby zająć się bierzącymi sprawami. Wracając jeszcze na moment do Martyny wizyty u mnie, jednej z nocy kiedy tak leżeliśmy obok siebie w łóżku, powiedziałem jej o moich zasadach i że mam do niej pytanie, ale jeśli nie chce może mi odmówić lub kazać mi z tym nieco zaczekać. a Jedna z moich zasad jest taka, że żeby dziewczyna/kobieta, była moją partnerką, ja pytam, ona odpowiada, tak, albo nie. Nie ma tak, u mnie, że coś się dzieje samo i jak ktoś kiedyś zapyta: "Hmm no to jesteście parą. To jak się to stało"? I tu pada prosta odpowiedź: "aaaaa wiesz, tak jakoś samo wyszło". Ja muszę znać zdanie osoby z którą chciałbym się związać. Tak więc zadałem w nocy to pytanie: Martyna, czy chciałabyś zostać moją dziewczyną? Martyna bez wahania dała odpowiedź twierdzącą. Jakiś czas później posunąłem się w moich pytaniach dalej i zapytałem ją, czy chciałaby za mnie wyjść i tu też padła odpowiedź twierdząca, choć to z mojej strony było pytanie czysto hipotetyczne. Tyle, że przy odpowiedzi o małżeństwo było jedno zastrzeżenie. "Chciałabym, ale tylko ślub cywilny. Kościelnego nie uznaję". Przyznam, że ta odpowiedź była jak miód na moje serce :D. Bo ja ateista i ślub kościelny :D. Sami pomyślcie 😀 Po tej oświadczynowej chwili zasnęliśmy. C.D.N

10 odpowiedzi na “Biografia nie biografia – Martyna cz. 4”

Po prostu po tej rozmowie, sprawy zaczęły się układać inaczej niż do tej pory. Czego nie rozumiesz? Wszystko po toczyło się szybciej i w zupełnie innym kierunku, niż ktokolwiek zamierzał.

No tak jest tylko już przede mną inny świat. Wystarczyło czasu na jeden obrót, żeby w miejscu w którym się stało wszystko się zmieniło. Nie wiem jak inaczej miałbym ci to wytłumazyć.

Miejsce niby to samo, ale otoczenie już niekoniecznie. Nie wiem czy ogłądałaś Harrego Pottera, w jednej części oni weszli do takiej sali,gdzie obracały się ściany. Mniej więcej o taki efekt mi chodzi.

Raczej właściwszym określeniem byłby obrót o 180 stopni – miejsce to samo, ale kierunek marszu jednak przeciwny. Faktycznie kąt 360 stopni to kąt pełny, więc mógłbyś tak powiedzieć, gdyby, co Nie Daj Boże, Martyna teraz znikła z Twojego życia i zatoczyłoby ono pełne kółko do punktu wyjścia. Nie chcemy tego!

No też o to mi chodzi. Cały czas o tym mówię. Poza tym jest to, nie bójmy się tego słowa, po prostu błąd stylistyczny czy jakiś tam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink