Kategorie
Biografia - nie biografia

Biografia, nie biografia – Martyna suplement 3 zmierzający ku bolesnemu końcowi, który pokazuje, jaką małą wartość mają ludzkie uczucia.

I Znowu dawno nie pisałem nic co mogłoby doprowadzić do zakończenia pewnej histori, której koniec czas jakiś obiecałem, ale mam problem, od czego zacząć ciąg dalszy ponieważ wątków jest co niemiara. Kto uważnie czytał poprzednie wpisy? ręka w górę! bo teraz zadam wam kilka pytań: A zatem: Czy pamiętacie jak się sprawa z Martyną zaczęła? Czy pamiętacie ile było problemów z przeprowadzką do Wrocławia? Czy pamiętacie wizytę Martyny w niemieckiej klinice? I wreszcie, czy pamiętacie rozmowę z messengera, którą przekleił mi jej kuzyn? Jaki teraz wam się klaruje obraz Martyny i od czego byście zaczęli kontynłację tej opowieści? Przez ten cały czas kiedy nie pisałem o Martynie, zastanawiałem się, jak dalej mógłbym dopisać ciąg dalszy. Przyznam się wam, że po tak długim czasie nadal nie wiem i nie wiem też, czy historia ta, nie będzie dość haotyczna, no ale cóż, postaram się wam ją dokończyć wmiarę możliwości, jednakże obecny wpis raczej chyba nie będzie ostatnim w tym temacie. Zbliżały się święta Bożego narodzenia i jak zapewne pamiętacie, Martyna wyjechała na mazury, pomóc babci, która podobno miała jakiś wypadek i wymagała właśnie pomocy,a że nie miał kto się nią zająć, padło na Martynę. "Babcia to jedyna osoba z którą się dogaduję w całej rodzinie" Powiedziała martyna. Zanim jednak babcia, wcześniej zalana łazienka braci w Niemczech. A zatem, obiecując, że na sylwestra wróci i że spędzimy nowy rok razem, wyjechała busem w nieznane. Minęło kilka dni i w miarę możliwości kontaktowaliśmy się ze sobą na messengerze i telefonicznie. Wreszcie Martyna, poinformowała mnie, że wracają wraz z braćmi do polski i jadą do Matki i że od teraz nasz kontakt może być nie tak częsty jak do tej pory, ponieważ, w miejscu gdzie mieszka jej matka podobno jest niezbyt dobry zasięg komórkowy, a Martyna do kontaktu używała tylko telefonu. Ok, jakoś damy radę, powiedziałem, a za dwa dni, martyna zadzwoniła, że jest już u matki. Rzeczywiście, zasięg tam nie był godny pochwały, ale mimo to, staraliśmy się, aby nasze kontakty były jak najczęstrze. I tak, mijały dni, a kontakt z Martyną zamierał powoli, jak zbliżały się święta. Wreszcie nadszedł dzień ważny dla wszystkich chrześcijam, wigilia. Wtedy to ostatni raz miałem telefoniczny kontakt z Martyną. Jedyny prawdziwy kontakt. Cześć Skarbie. "Cześć kochanie". "nie mogę długo gadać bo wiesz, wigilia i jeszcze jest sporo do zrobienia" Ok rozumiem, chciałem ci tylko złożyć życzenia. Złożyliśmy sobie więc życzenia i Martyna zapewniła mnie, że na 1000 procent wraca do wrocławia 27 grudnia i rzeczywiście, w czwartek o godzinie 05:53 dostałem zdawkowego smsa o treści: "Hej! właśnie idę na pociąg do Wrocławia". Chyba nie muszę mówić, jaka była moja radość, że po tak długim czasie, znowu ją zobaczę i że ten nowy rok, spędzimy razem tak jak obiecała. W oczekiwaniu na jej telefon w stylu: "hej, jestem już w pociągu do Wrocławia, przyjedź po mnie na dworzec o x godzinie" jak zawsze kiedy wracała zająłem się mniej twórczymi sprawami takimi jak rozmowy na teamtalku. Kiedy nadeszła godzina 22:00 zacząłem się nieco niepokoić, no ale różnie w życiu bywa więc może uciekł jej pociąg a następny był bóg wie kiedy, stwierdziłem, że nieco wyprzedzę fakty i sam pojadę na dworzec bo może ona postanowiła sama przyjechać i może zapomniała adresu albo co? i o mniej więcej około pół nocy byłem na dworcu kolejowym. Przemierzałem perony szukając jej wśród podróżnych i kiedy zapowiedziano ostatni pociąg z Białego stoku i że tenże właśnie odjeżdża, a Martyny ani śladu, zacząłem się martwić na dobre. Wkrótce po tym jak Martyna nie pojawiła się we Wrocławiu, zaczęły się dziać rzeczy o których nigdy nie przypuszczałbym nawet w najgorszych snach, że mnie spotkają kiedykolwiek. Kiedy odjechał ostatni pociąg mający cokolwiek wspólnego z Białym stokiem, nie pozostało mi nic innego, jak powrót do domu i zastanowienie się co dalej robić. Wszyscy wokół ostrzegali mnie, że ta dziewczyna mi coś wywinie, a nawet jej kuzyn mnie przestrzegał, mówiąc, że Martyna jest nieco dziwna i że nawet on jej nie rozumie i jak się okazało, mieli rację, ale wiecie jak to jest, "Serce nie sługa" postanowiłem więc zaangażować w jej poszukiwania swoich znajomych detektywów. Tu jednak pojawił się mały problem ponieważ dowiedziałem się od nich, że nie będzie to takie proste, ale pomogą mi jak potrafią. Doradzili mi też, że jeśli chcę ją odnaleźć drogą oficjalną, najlepiej jak zgłoszę jej zaginięcie na policję i jak radzili tak zrobiłem, zgłaszając oficjalnie na policji zaginięcie Martyny. Przyjął mnie bardzo miły policjant, któremu dostarczyłem potrzebne materiały, aby można było rozpocząć procedurę poszukiwań. Myślałem, że jak to w takich sprawach bywa, poszukiwania Martyny rozpoczną po kilku dniach bo Martyna jest pełnoletnia i ma prawo robić co chce, ale pokazałem policjantowi smsa o tym, że Martyna idzie na pociąg i od tej pory cisza. Za kilka dni telefon a po drugiej stronie słyszę głos: "Dzień dobry" witam odpowiedziałem. "Policja". Tak? "Widzi pan, odnaleźliśmy panią Martynę. Poświęciłem tej sprawie cały wczorajszy wieczór. Specjalnie zostałem po godzinach, żeby jak najszybciej przekazać panu jakieś wieści. Przekazałem zdjęcia pani Martyny do interpolu i do europejskiej bazy ludzi zaginionych i znalazłem panią martynę". Myślałem, że komórka wyleci mi z rąk. "Jednakże nie mam dla pana dobrych wiadomości". Jak to? zapytałem. "No bo widzi pan, skontaktowaliśmy się z panią Martyną i ona powiedziała nam, a ściślej mówiąc kolegom z miejsca jej pobytu, że ona nie chce, żeby pan się dowiedział gdzie ona jest. Proszę przyjść na posterunek jak najszybciej, celem złożenia podpisu pod dokumentem kończącym dochodzenie. Ale jak to nie chce? o co tu chodzi? Przecież są u mnie wszystkie jej rzeczy, dokumenty medyczne i sprawy sądowe w których były zawarte ich problemy rodzinne. "Przykro mi, proszę przyjść na posterunek". Następnego dnia wybrałem się na policję. Przyjął mnie ten sam policjant, który prowadził sprawę zaginięcia Martyny i powtórzył mi to samo, co przez telefon, dodatkowo wręczając mi dwie deklaracje z których na jednej było potwierdzenie, że Martyna nie chce mi ujawnić swojego miejsca pobytu przez nią podpisana, a na drugiej, oświadczenie, że wszystko to co u mnie jest, a co do niej należy jest mało wartościowe w związku z tym, mogę sobie z tym zrobić co mi się podoba i także podpisane własnoręcznie przez nią. W pustych miejscach dodatkowo musiałem się podpisać ja. Dostałem też protokół o zakończeniu poszukiwań. Wyszedłem z posterunku w stanie w którym nikomu nie życzę, żeby się kiedykolwiek znalazł. Napisałem, że znam treść całej pozostawionej przez Martynę u mnie dokumentacji? tak. Wiem, co w nich było bo po jej "zaginięciu" myśląc, że może tam się czegoś doszukam, zacząłem całą tą dokumentację przeglądać, a dzięki temu też zaczęło mi się sporo niewiadomych wyjaśniać i im dłużej przeglądałem te udokumentowane zapisy, tymbardziej nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Jednakże, nie są to sprawy na tyle istotne aby o nich tutaj pisać. Mimo to, kilka spraw ujawnię niebawem, ponieważ pokazały mi nieco inny obraz Martyny niż sobie próbowałem wyklarować. Podejrzewam, że nawet sama Martyna, pisząc, w deklaracji, że wszystko to co jest umnie nie ma dla niej żadnej wartości, nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie ta zawartość udokumentowana, będzie miała dla sprawy ogromną wartość. To właśnie dokumentacja medyczna Zwróciła moją największą uwagę, choć nietylko.
C.D.N

EltenLink