Kategorie
Biografia - nie biografia

Biografia, nie biografia – Martyna cz. 2

„Cześć Krissu”! Cześć, widzę, że nie jesteś sam. Wcześniej jednak, kiedy dostałem zaproszenie, wiedziałem, że nasza wspólna koleżanka z Miasta w którym rządzą koziołki, jest u naszego znajomego, ponieważ poniekąd od jakiegoś czasu wiedzieli o tym wszyscy zainteresowani, więc raczej moje zdziwienie było takie sobie. Zanim jednak doszło do naszego spotkania, dość długo ustalaliśmy nasze położenie gpsowe. Dworzec w płaszowie, składa się z dwóch peronów. Na który wjechał mój pociąg za diabła nie wiedziałem. Liczyłem jednak na elokwęcję znajomego, który mnie nie zawiódł. Jednak, że kiedy ja, byłem na peronie przy jednych schodach, on znalazł się także przy schodach, tyle, że po przeciwnym końcu peronu. Jakoś jednak ostatecznie się znaleźliśmy. Z dworca Płaszów pojechaliśmy do niego do domu. Coś tam zjedliśmy w pizzerii, a potem był czas na sjestę i na to, żeby pogadać z koleżamką z którą przyszedł nasz znajomy na Płaszów. Tym bardziej, że znałem ją tylko ze słyszenia na teamtalkowych serwerach. Po spędzonych dwóch dniach u niego, radośnie nam doniesiono, że na następny dzień, przyjeżdża jego kuzynka, na zaproszenie innego znajomego, który wynajmował pokój w tym samym mieszkaniu. Myślę sobie, ok, nic mi do tego, skoro jest zaproszona przez kogoś innego. Nie wnikałem więcej w temat, aż do dnia następnego, kiedy to w drzwiach stanęła Blądynka wzrostu krasnoludka i figurze niedożywionego biedactwa, które przewróci się, przy najmniejszym przeciągu. Kiedy jednak w drzwiach ukazała się rzeczona blądi, ja, mniej więcej wypytałem naszego znajomego kto ona i w ogóle. Na to on, że jest bardzo młoda z naciskiem na bardzo i że on, tak naprawdę, to nigdy nie umiał z nią rozmawiać bo ona jest dziwna, Jak dziwna? zapytałem. „No nie umiem z nią podjąć żadnego tematu na dłużej i w ogóle”. Nie powiem, trochę mnie to zaintrygowało i postanowiłem się jej przyjrzeć. Kiedy konwenansom stało się zadość, wróciliśmy wszyscy do swojego grajdołka, a kuzynka naszego znajomego, została z tym, który wynajmował pokój. Po kilku minutach, rozległo się pukanie do naszego pokoju i weszła nasza blądi. „Cześć”, powiedziała i podając rękę tylko mnie, powiedziała: „Jestem Martyna”. Na początku nie zwróciłem na to większej uwagi, ale potem, okazało się, że tylko ja, tak naprawdę, byłem jedynym nieznajomym dla blądi. Usiadła na wersalce i milczała, stwierdziłem, że jeśli nikt się nie odezwie, to możemy tak we trójkę milczeć do jutra. Zacząłem więc rozmowę z naszym nowym gościem. Powiedz mi Martyna, czym ty się tak w ogóle zajmujesz w życiu? „Jestem technologiem i programistą maszyn cnc”. Ooo to musi być ciekawe zajęcie. „Niekoniecznie”. Dla czego? „Bo jest to praca na trzy zmiany i wszystko zależy od tego, jaki szybki przy takiej maszynie jesteś”. Hmm: a mogłabyś jaśniej? „Chodzi o to, że raz na 4 sekundy z maszyny wychodzą gotowe produkty, a ty w tym czasie musisz je łapać i pakować do foliowych torebek, a jeszcze nie raz można się po parzyć, bo taki produkt po obróbce jest jeszcze gorący”. Czy na takiej maszynie może pracować każdy? „nie, na każdej. Są takie dwie, naktóre przeszkolenie, mam ja i jeszcze jedna moja obecnie przyjaciółka”. Patrzyłem na tą dziewczynę i coś mi od początku w niej nie pasowało. Wreszcie zaryzykowałem, i zapytałem bez ogródek: Martyna, mam dziwne wrażenie, ale nie wiem, czy mi odpowiesz. „No dawaj”. Otóż mam wrażenie, że masz jakieś problemy osobiste i myślę, że są to problemy natury bardziej osobistej, niż tylko kłutnia z najlepszą przyjaciółką. „Tak” Zabrzmiała ledwo dosłyszalna odpowiedź. I pewnie nie chcesz o tym rozmawiać? „Nie chcę, nie teraz i nie tutaj”. W tym czasie kiedy ja rozmawiałem z Martyną, mój znajomy i znajoma z Poznania byli zajęci „rozmową” ze sobą, mimo, że siedzieliśmy przy wspólnym stole, ja na krześle, a na przeciwko mnie Martyna i nasza znajoma „para”. Wreszcie, Znajomy, który wyszedł po mnie na Płaszów, został prze zemnie telepatycznie olśniony, bo zaproponował nam coś do picia. Martyna, teraz nie pamiętam, ale chyba odmówiła. Posiedziała z nami jeszcze jakiś czas i wyszła. Odniosłem wrażenie, że może posunąłem się za daleko w swoich dociekaniach i może to ją jakoś zdenerwowało,, bo już więcej tego dnia się nie pokazała. Dzisiaj wiem, albo myślę, że wiem, ponieważ znam dwie historie jej wyjścia i ani jedna, ani druga nijak nie chcą do siebie pasować. Kiedy rozmawiałem o tym z moim znajomym, ten twierdzi, że to nie on ją zaprosił i wedle jego „zeznań, po pierwsze, wszyscy czworo mieliśmy spać u niego w pokoju, zresztą faktycznie było miejsca sporo, jakoże były ciepłe noce, a ja, zarezerwowałem sobie „kuszetkę” na balkonie i tam właśnie spałem niemal przez cały mój pobyt w Krakowie. Ostatecznie Martyna spała w pokoju u znajomka, wynajmującego pokój. Pomyślałem sobie, że skoro oni wszyscy się znają i skoro Martyna została zaproszona przez innego lokatora, nie zdziwiło mnie to, że zdecydowała się spać właśnie tam, a nie z nami. Kolejnego dnia, nie pamiętam kto, rzucił pomysł, żebyśmy się wybrali wszyscy razem, na wspólny wieczorowonocny spacer. Jak postanowiono, tak i zrobiono. O godzinie mniej więcej 20stej cała nasza piątka, wyruszyła na podbój krakowa. Oj to był długi spacer i szczerze powiedziawszy niewiele pamiętam. Pamiętam jednak kilka wydarzeń z tego spaceru. Martyna ze znajomym wynajmującym pokój, szła na początku, potem szła nasza „para” i na samym szarym końcu ja. W pewnym momencie zastanawiałem się co ja tu w ogóle robię. Poczułem się jak to przysłowiowe koło u wozu i powoli zacząłem się zastanawiać nad powrotem do Wrocławia, ale wtedy, wydarzyło się coś. C.D.N

"Cześć Krissu"! Cześć, widzę, że nie jesteś sam. Wcześniej jednak, kiedy dostałem zaproszenie, wiedziałem, że nasza wspólna koleżanka z Miasta w którym rządzą koziołki, jest u naszego znajomego, ponieważ poniekąd od jakiegoś czasu wiedzieli o tym wszyscy zainteresowani, więc raczej moje zdziwienie było takie sobie. Zanim jednak doszło do naszego spotkania, dość długo ustalaliśmy nasze położenie gpsowe. Dworzec w płaszowie, składa się z dwóch peronów. Na który wjechał mój pociąg za diabła nie wiedziałem. Liczyłem jednak na elokwęcję znajomego, który mnie nie zawiódł. Jednak, że kiedy ja, byłem na peronie przy jednych schodach, on znalazł się także przy schodach, tyle, że po przeciwnym końcu peronu. Jakoś jednak ostatecznie się znaleźliśmy. Z dworca Płaszów pojechaliśmy do niego do domu. Coś tam zjedliśmy w pizzerii, a potem był czas na sjestę i na to, żeby pogadać z koleżamką z którą przyszedł nasz znajomy na Płaszów. Tym bardziej, że znałem ją tylko ze słyszenia na teamtalkowych serwerach. Po spędzonych dwóch dniach u niego, radośnie nam doniesiono, że na następny dzień, przyjeżdża jego kuzynka, na zaproszenie innego znajomego, który wynajmował pokój w tym samym mieszkaniu. Myślę sobie, ok, nic mi do tego, skoro jest zaproszona przez kogoś innego. Nie wnikałem więcej w temat, aż do dnia następnego, kiedy to w drzwiach stanęła Blądynka wzrostu krasnoludka i figurze niedożywionego biedactwa, które przewróci się, przy najmniejszym przeciągu. Kiedy jednak w drzwiach ukazała się rzeczona blądi, ja, mniej więcej wypytałem naszego znajomego kto ona i w ogóle. Na to on, że jest bardzo młoda z naciskiem na bardzo i że on, tak naprawdę, to nigdy nie umiał z nią rozmawiać bo ona jest dziwna, Jak dziwna? zapytałem. "No nie umiem z nią podjąć żadnego tematu na dłużej i w ogóle". Nie powiem, trochę mnie to zaintrygowało i postanowiłem się jej przyjrzeć. Kiedy konwenansom stało się zadość, wróciliśmy wszyscy do swojego grajdołka, a kuzynka naszego znajomego, została z tym, który wynajmował pokój. Po kilku minutach, rozległo się pukanie do naszego pokoju i weszła nasza blądi. "Cześć", powiedziała i podając rękę tylko mnie, powiedziała: "Jestem Martyna". Na początku nie zwróciłem na to większej uwagi, ale potem, okazało się, że tylko ja, tak naprawdę, byłem jedynym nieznajomym dla blądi. Usiadła na wersalce i milczała, stwierdziłem, że jeśli nikt się nie odezwie, to możemy tak we trójkę milczeć do jutra. Zacząłem więc rozmowę z naszym nowym gościem. Powiedz mi Martyna, czym ty się tak w ogóle zajmujesz w życiu? "Jestem technologiem i programistą maszyn cnc". Ooo to musi być ciekawe zajęcie. "Niekoniecznie". Dla czego? "Bo jest to praca na trzy zmiany i wszystko zależy od tego, jaki szybki przy takiej maszynie jesteś". Hmm: a mogłabyś jaśniej? "Chodzi o to, że raz na 4 sekundy z maszyny wychodzą gotowe produkty, a ty w tym czasie musisz je łapać i pakować do foliowych torebek, a jeszcze nie raz można się po parzyć, bo taki produkt po obróbce jest jeszcze gorący". Czy na takiej maszynie może pracować każdy? "nie, na każdej. Są takie dwie, naktóre przeszkolenie, mam ja i jeszcze jedna moja obecnie przyjaciółka". Patrzyłem na tą dziewczynę i coś mi od początku w niej nie pasowało. Wreszcie zaryzykowałem, i zapytałem bez ogródek: Martyna, mam dziwne wrażenie, ale nie wiem, czy mi odpowiesz. "No dawaj". Otóż mam wrażenie, że masz jakieś problemy osobiste i myślę, że są to problemy natury bardziej osobistej, niż tylko kłutnia z najlepszą przyjaciółką. "Tak" Zabrzmiała ledwo dosłyszalna odpowiedź. I pewnie nie chcesz o tym rozmawiać? "Nie chcę, nie teraz i nie tutaj". W tym czasie kiedy ja rozmawiałem z Martyną, mój znajomy i znajoma z Poznania byli zajęci "rozmową" ze sobą, mimo, że siedzieliśmy przy wspólnym stole, ja na krześle, a na przeciwko mnie Martyna i nasza znajoma "para". Wreszcie, Znajomy, który wyszedł po mnie na Płaszów, został prze zemnie telepatycznie olśniony, bo zaproponował nam coś do picia. Martyna, teraz nie pamiętam, ale chyba odmówiła. Posiedziała z nami jeszcze jakiś czas i wyszła. Odniosłem wrażenie, że może posunąłem się za daleko w swoich dociekaniach i może to ją jakoś zdenerwowało,, bo już więcej tego dnia się nie pokazała. Dzisiaj wiem, albo myślę, że wiem, ponieważ znam dwie historie jej wyjścia i ani jedna, ani druga nijak nie chcą do siebie pasować. Kiedy rozmawiałem o tym z moim znajomym, ten twierdzi, że to nie on ją zaprosił i wedle jego "zeznań, po pierwsze, wszyscy czworo mieliśmy spać u niego w pokoju, zresztą faktycznie było miejsca sporo, jakoże były ciepłe noce, a ja, zarezerwowałem sobie "kuszetkę" na balkonie i tam właśnie spałem niemal przez cały mój pobyt w Krakowie. Ostatecznie Martyna spała w pokoju u znajomka, wynajmującego pokój. Pomyślałem sobie, że skoro oni wszyscy się znają i skoro Martyna została zaproszona przez innego lokatora, nie zdziwiło mnie to, że zdecydowała się spać właśnie tam, a nie z nami. Kolejnego dnia, nie pamiętam kto, rzucił pomysł, żebyśmy się wybrali wszyscy razem, na wspólny wieczorowonocny spacer. Jak postanowiono, tak i zrobiono. O godzinie mniej więcej 20stej cała nasza piątka, wyruszyła na podbój krakowa. Oj to był długi spacer i szczerze powiedziawszy niewiele pamiętam. Pamiętam jednak kilka wydarzeń z tego spaceru. Martyna ze znajomym wynajmującym pokój, szła na początku, potem szła nasza "para" i na samym szarym końcu ja. W pewnym momencie zastanawiałem się co ja tu w ogóle robię. Poczułem się jak to przysłowiowe koło u wozu i powoli zacząłem się zastanawiać nad powrotem do Wrocławia, ale wtedy, wydarzyło się coś. C.D.N

9 odpowiedzi na “Biografia, nie biografia – Martyna cz. 2”

No, pewnie strasznie żałujesz, że się na to zgodziłeś, co? Chociaż ta Martynka tam była i uratowała Cię przed byciem tym trzecim?

Noo, teraz w styczniu będziesz mógł się na tej babie odegrać, wiem o kim mówisz i słyszałam, że ona do Ciebie chce pojechać. Niech ona teraz sobie zobaczy jak to jest, no nie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink