Kategorie
Biografia - nie biografia

Biografia, nie biografia – Joanna moja druga dziewczyna.

Joanna o której pisałem wcześniej, była też dość kontrowersyjną osobą. Zawsze powtarzam, że konia z rzędem, kto zrozumie kobiety, ale to właśnie dzięki niej, zrozumiałem sporo rzeczy i dzięki niej, moje poglądy nieco się skrystalizowały. Czas jakiś jeszcze uczęszczałem do jednej z katolickich wspólnot, aż dotarło do mnie, że ludzie w tej wspólnocie są inni we wspólnocie i inni poza nią. Zacząłem się zastanawiać, nad sensem istnienia takich „zbiegowisk” skoro ludzie, chrześcijanie możnaby rzec, pokazują dwie twarze. Zrodziło się we mnie na początku niejasne przekonanie, żenic tu po mnie, a przecież na tzw. małych grupach, każdy pokazywał jak bardzo się cieszy, że jesteś i podobnie było na większych spotkaniach. Druga twarz wyłaziła z ludzi po takich większych właśnie spotkaniach, kiedy wszyscy wybierali się do własnych domów ico? Nigdy od nikogo, kto wcześniej cieszył się że jestem, nie usłyszałem: „Cześć, to do zobaczenia”. Nawet wtedy, kiedy stałem w drzwiach i nie sposób było mnie nie zauważyć. Do wspólnoty dałem się zaciągnąć bo myślałem, że skoro nie mogę sobie znaleść znajomych normalnie, to może tam będę zaakceptowany, ale jak widać, ponyliłem się. Od chrześcijanie i tyle. Poszedłem więc do protestantów, na spotkania wspólnoty adonaj i scenariusz się powtórzym. Powitania na niedźwiedzia miłe słowa, a na dowidzenia milczenie. Poraz kolejny pomyślałem sobie, a z resztą nie ważne co sobie pomyślałem o tzw. chrześcijanach. Dość na tym, że to było moje ostatnie spotkanie w jakiejkolwiek wspólnocie „chrześcijańskiej” i znowu zostałem sam ze sobą. Nikogo nie obchodziłem bo nawet w tak wielkiej wspólnocie, gdzie wszyscy się cieszą, że jesteś, tworzyły się grupki wzajemnej adoracji i nawet nikt nie podszedł zagadać i zainteresować się, kim jestem i co ja tu robię. Próbowałem jeszcze we wspólnocie osiedlowej, i tu nawet wykazano jakieś zainteresowanie, ale na krótko tzn. do momentu, kiedy osobiście przychodziłem do członków, żeby z kimś po być. Już na trzecim spotkaniu, a ściślej mówiąc po spotkaniu, przestano mnie zauważać. Wywnioskowałem, że fajnie jest jak nikt nikogo poza spotkaniami nie odwiedza i każdy żyje swoim życiem i tylko na spotkaniach wstępuje w niego „duch święty”. Żenada. Stwierdziłem, że nawet tu, w mniejszej grupie, nie znajdę nikogo z kim warto byłoby się zakumplować, bo o przyjaźni już dawno mógłbym zapomnieć i ostatecznie już definitywnie, porzuciłem wspólnoty jakiekolwiek. Minęło kilka lat i w moim domu zagościło cbradio. Piękne to były czasy, kiedy w eterze radiowych fal, można było po gadać z innymi użytkownikami cbradia. Wtedy też poznałem Ewę, fajnie mi się z nią rozmawiało i od czasu do czasu, schodziliśmy w naszych rozmowach na bardziej niebezpieczne grunta jakimi to są związki partnerskie. W jednej z takich rozmów, Ewa wyznała mi, że ma fajną koleżankę, ale nie wie co u niej teraz bo od roku się z nią nie kontaktowała, ale jak chcę, to ona dla mnie wykopie skąś numer telefonu do niej. Oczywiście, że chciałem i numer dostałem. Zbliżało się Boże narodzenie. Mniej więcej tydzień przed, wyszedłem z domu do budki telefonicznej, ponieważ, nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał, że po pierwsze dzwonię do kogoś kogo nie znam, a po drugie nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał moją rozmowę. Dotarłem więc do wmiarę bezpiecznej budki telefonicznej i wybrałem numer podany mi przez Ewę. „Halo”? Dzień dobry. Czy zastałem Joannę?Bo trzeba wam wiedzieć, że ona także miała na imię Joanna. „Tak, chwileczkę”. Po chwili: „Tak? słucham” Czy lubisz spontaniczne telefony tóż przed świętami?? „A co to za pytania”? No po prostu pytam skoro już zadzwoniłem. „Nie”. No to chyba będziesz musiała po lubić. Chwila konsternacji i pełna napięcia cisza wiele dawała do myślenia. Po chwili odezwała się: „Dobra, muszę kończyć, bo robię pierogi na wigilię i mam ręce w mące”. No to cześć. „Cześć”. Później podobnych rozmów było więcej i stawały się coraz dłuższe. Czasami nawet nocami rozmawialiśmy do rana. Cóż, ileż można rozmawiać przez telefon? któregoś dnia znowu do niej zadzwoniłem i zaproponowałem spotkanie. Tym razem zgodziła się bez oporów. Podała mi swój adres domowy, a ja wsiadłem w autobus i po 45ciu minutach byłem na miejscu. Choć nie tak do końca bo strasznie długi czas, zajęło mi znalezienie jej ulicy. Kiedy wreszcie mi się to udało, zadzwoniłem do bramy, a następnie do jednego z mieszkań na parterze. Otworzyła mi ładna acz nieco przy kości dziewczyna na oko 24 letnia. Cześć. „No cześć” To ty jesteś Joanna? „Tak wejdź”. Na Powitanie , pocałowałem ją w policzek, a ona nie zaprotestowała. Gdy tak siedzieliśmy przy kawie i gawędziliśmy, do domu wrócili jej bracia. Zapewne buty lub coś innego zwróciło ich uwagę, dość, że jeden z nich, Tomasz, wszedł bez pukania do niej do pokoju i zobaczył mnie. „Oj siostra, nie wiedziałem, że masz gościa”. „No mam, a co”? „No niby nic” Powiedział Tomasz i z dziwnym uśmiechem wycofał sięz jej pokoju. Po jakimś czasie usłyszeliśmy jakieś głosy, na przedpokoju i tym razem weszli obaj jej bracia. Tzn. wszedł Jarek,a Tomek został nieco styłu pewnie chcąc się wycofać ukratkiem, ale niestety nie dało się ponieważ: Jarek, bo tak miał na imię jej drugi brat, stwierdził: „Ojoj, siostra, widzę, że ci farba z drzwi odpada”, a po chwili: „Tooomeek! możesz tu przyjść. Pokazał się i Tomek, po czym obaj zdjęli drzwi od jej pokoju z zawiasów i odnieśli w inną część mieszkania pękając ze śmiechu. W ten sposób zostaliśmy pozbawieni drzwi. Za jakieś pół godziny przynieśli drzwi spowrotem i teraz ja miałem ubaw, bo nie potrafili ich na powrót osadzić na zawiasach bo była tam w pewnym miejscu spaczona futryna. Teraz ja sięśmiałem do rozpuku. Oni zresztąteż. To właśniewtedy poznałem jej braci i przylgnął do mnie przydomek Kolumb i tak na mnie wołali jej bracia aż do samego końca mojego związku z Joanną. Jeszcze kilka razy przyjeżdżałem do niej, ale już bracia, nie zdejmowali drzwi. Po pół roku zostaliśmy parą, Któregoś wieczoru, kiedy Joanna odprowadzała mnie na autobus powrotny, przyplątał się nam temat ślubu. Joanna, nito żartem, nito serio, zapytała mnie, czy nie zostałbym jej mężem. Ja, traktując te nieoczekiwane oświadczyny także jako żart,stwierdziłem, że czemu nie. Na to Joanna, że gdyby był jakiś wolny termin w urzędzie, to od razu by mnie tam zaciągnęła i na zajutrz, zadzwoniłem do niej. Mając w głowie, i będąc świadkiem wyczynów jej braci, postanowiłem sprawdzić poczucie humoru jej rodziców. Odebrała jej matka.
dzień dobry? „A dzień dobry Krzysztofie”. Nie wiem co pani na to, ale pani córka wczoraj na przystanku oświadczyła mi się. „Tak? no to witaj synu w rodzinie”? Wyobrażacie sobie moje zaskoczenie? ale od tej pory, do jej rodziców zacząłem bez pardonu mówić mamo i tato, a oni nie mieli nic przeciwko temu. Zresztą z pozostałą częścią jej rodziny też nie było problemu, kiedy do jej ciotek też mówiłem ciociu, ale w tym przypadku dodając imię osoby, do której się zwracałem. Ten związek, trwał całe 9 lat, aż do momentu, kiedy, pojawiła się w moim życiu Katarzyna i gdyby nie pewne zachowania Joanny w tamtym czasie, pewnie do dzisiaj byłbym z Joanną, a Katarzyna pozostałaby koleżanką, jak to było planowane gdzieś na „górze”. Los widać chciał inaczej i w rezultacie, no ale to już w następnym wpisie. C.D.N

Joanna o której pisałem wcześniej, była też dość kontrowersyjną osobą. Zawsze powtarzam, że konia z rzędem, kto zrozumie kobiety, ale to właśnie dzięki niej, zrozumiałem sporo rzeczy i dzięki niej, moje poglądy nieco się skrystalizowały. Czas jakiś jeszcze uczęszczałem do jednej z katolickich wspólnot, aż dotarło do mnie, że ludzie w tej wspólnocie są inni we wspólnocie i inni poza nią. Zacząłem się zastanawiać, nad sensem istnienia takich "zbiegowisk" skoro ludzie, chrześcijanie możnaby rzec, pokazują dwie twarze. Zrodziło się we mnie na początku niejasne przekonanie, żenic tu po mnie, a przecież na tzw. małych grupach, każdy pokazywał jak bardzo się cieszy, że jesteś i podobnie było na większych spotkaniach. Druga twarz wyłaziła z ludzi po takich większych właśnie spotkaniach, kiedy wszyscy wybierali się do własnych domów ico? Nigdy od nikogo, kto wcześniej cieszył się że jestem, nie usłyszałem: "Cześć, to do zobaczenia". Nawet wtedy, kiedy stałem w drzwiach i nie sposób było mnie nie zauważyć. Do wspólnoty dałem się zaciągnąć bo myślałem, że skoro nie mogę sobie znaleść znajomych normalnie, to może tam będę zaakceptowany, ale jak widać, ponyliłem się. Od chrześcijanie i tyle. Poszedłem więc do protestantów, na spotkania wspólnoty adonaj i scenariusz się powtórzym. Powitania na niedźwiedzia miłe słowa, a na dowidzenia milczenie. Poraz kolejny pomyślałem sobie, a z resztą nie ważne co sobie pomyślałem o tzw. chrześcijanach. Dość na tym, że to było moje ostatnie spotkanie w jakiejkolwiek wspólnocie "chrześcijańskiej" i znowu zostałem sam ze sobą. Nikogo nie obchodziłem bo nawet w tak wielkiej wspólnocie, gdzie wszyscy się cieszą, że jesteś, tworzyły się grupki wzajemnej adoracji i nawet nikt nie podszedł zagadać i zainteresować się, kim jestem i co ja tu robię. Próbowałem jeszcze we wspólnocie osiedlowej, i tu nawet wykazano jakieś zainteresowanie, ale na krótko tzn. do momentu, kiedy osobiście przychodziłem do członków, żeby z kimś po być. Już na trzecim spotkaniu, a ściślej mówiąc po spotkaniu, przestano mnie zauważać. Wywnioskowałem, że fajnie jest jak nikt nikogo poza spotkaniami nie odwiedza i każdy żyje swoim życiem i tylko na spotkaniach wstępuje w niego "duch święty". Żenada. Stwierdziłem, że nawet tu, w mniejszej grupie, nie znajdę nikogo z kim warto byłoby się zakumplować, bo o przyjaźni już dawno mógłbym zapomnieć i ostatecznie już definitywnie, porzuciłem wspólnoty jakiekolwiek. Minęło kilka lat i w moim domu zagościło cbradio. Piękne to były czasy, kiedy w eterze radiowych fal, można było po gadać z innymi użytkownikami cbradia. Wtedy też poznałem Ewę, fajnie mi się z nią rozmawiało i od czasu do czasu, schodziliśmy w naszych rozmowach na bardziej niebezpieczne grunta jakimi to są związki partnerskie. W jednej z takich rozmów, Ewa wyznała mi, że ma fajną koleżankę, ale nie wie co u niej teraz bo od roku się z nią nie kontaktowała, ale jak chcę, to ona dla mnie wykopie skąś numer telefonu do niej. Oczywiście, że chciałem i numer dostałem. Zbliżało się Boże narodzenie. Mniej więcej tydzień przed, wyszedłem z domu do budki telefonicznej, ponieważ, nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał, że po pierwsze dzwonię do kogoś kogo nie znam, a po drugie nie chciałem, żeby ktokolwiek słyszał moją rozmowę. Dotarłem więc do wmiarę bezpiecznej budki telefonicznej i wybrałem numer podany mi przez Ewę. "Halo"? Dzień dobry. Czy zastałem Joannę?Bo trzeba wam wiedzieć, że ona także miała na imię Joanna. "Tak, chwileczkę". Po chwili: "Tak? słucham" Czy lubisz spontaniczne telefony tóż przed świętami?? "A co to za pytania"? No po prostu pytam skoro już zadzwoniłem. "Nie". No to chyba będziesz musiała po lubić. Chwila konsternacji i pełna napięcia cisza wiele dawała do myślenia. Po chwili odezwała się: "Dobra, muszę kończyć, bo robię pierogi na wigilię i mam ręce w mące". No to cześć. "Cześć". Później podobnych rozmów było więcej i stawały się coraz dłuższe. Czasami nawet nocami rozmawialiśmy do rana. Cóż, ileż można rozmawiać przez telefon? któregoś dnia znowu do niej zadzwoniłem i zaproponowałem spotkanie. Tym razem zgodziła się bez oporów. Podała mi swój adres domowy, a ja wsiadłem w autobus i po 45ciu minutach byłem na miejscu. Choć nie tak do końca bo strasznie długi czas, zajęło mi znalezienie jej ulicy. Kiedy wreszcie mi się to udało, zadzwoniłem do bramy, a następnie do jednego z mieszkań na parterze. Otworzyła mi ładna acz nieco przy kości dziewczyna na oko 24 letnia. Cześć. "No cześć" To ty jesteś Joanna? "Tak wejdź". Na Powitanie , pocałowałem ją w policzek, a ona nie zaprotestowała. Gdy tak siedzieliśmy przy kawie i gawędziliśmy, do domu wrócili jej bracia. Zapewne buty lub coś innego zwróciło ich uwagę, dość, że jeden z nich, Tomasz, wszedł bez pukania do niej do pokoju i zobaczył mnie. "Oj siostra, nie wiedziałem, że masz gościa". "No mam, a co"? "No niby nic" Powiedział Tomasz i z dziwnym uśmiechem wycofał sięz jej pokoju. Po jakimś czasie usłyszeliśmy jakieś głosy, na przedpokoju i tym razem weszli obaj jej bracia. Tzn. wszedł Jarek,a Tomek został nieco styłu pewnie chcąc się wycofać ukratkiem, ale niestety nie dało się ponieważ: Jarek, bo tak miał na imię jej drugi brat, stwierdził: "Ojoj, siostra, widzę, że ci farba z drzwi odpada", a po chwili: "Tooomeek! możesz tu przyjść. Pokazał się i Tomek, po czym obaj zdjęli drzwi od jej pokoju z zawiasów i odnieśli w inną część mieszkania pękając ze śmiechu. W ten sposób zostaliśmy pozbawieni drzwi. Za jakieś pół godziny przynieśli drzwi spowrotem i teraz ja miałem ubaw, bo nie potrafili ich na powrót osadzić na zawiasach bo była tam w pewnym miejscu spaczona futryna. Teraz ja sięśmiałem do rozpuku. Oni zresztąteż. To właśniewtedy poznałem jej braci i przylgnął do mnie przydomek Kolumb i tak na mnie wołali jej bracia aż do samego końca mojego związku z Joanną. Jeszcze kilka razy przyjeżdżałem do niej, ale już bracia, nie zdejmowali drzwi. Po pół roku zostaliśmy parą, Któregoś wieczoru, kiedy Joanna odprowadzała mnie na autobus powrotny, przyplątał się nam temat ślubu. Joanna, nito żartem, nito serio, zapytała mnie, czy nie zostałbym jej mężem. Ja, traktując te nieoczekiwane oświadczyny także jako żart,stwierdziłem, że czemu nie. Na to Joanna, że gdyby był jakiś wolny termin w urzędzie, to od razu by mnie tam zaciągnęła i na zajutrz, zadzwoniłem do niej. Mając w głowie, i będąc świadkiem wyczynów jej braci, postanowiłem sprawdzić poczucie humoru jej rodziców. Odebrała jej matka.
dzień dobry? "A dzień dobry Krzysztofie". Nie wiem co pani na to, ale pani córka wczoraj na przystanku oświadczyła mi się. "Tak? no to witaj synu w rodzinie"? Wyobrażacie sobie moje zaskoczenie? ale od tej pory, do jej rodziców zacząłem bez pardonu mówić mamo i tato, a oni nie mieli nic przeciwko temu. Zresztą z pozostałą częścią jej rodziny też nie było problemu, kiedy do jej ciotek też mówiłem ciociu, ale w tym przypadku dodając imię osoby, do której się zwracałem. Ten związek, trwał całe 9 lat, aż do momentu, kiedy, pojawiła się w moim życiu Katarzyna i gdyby nie pewne zachowania Joanny w tamtym czasie, pewnie do dzisiaj byłbym z Joanną, a Katarzyna pozostałaby koleżanką, jak to było planowane gdzieś na "górze". Los widać chciał inaczej i w rezultacie, no ale to już w następnym wpisie. C.D.N

12 odpowiedzi na “Biografia, nie biografia – Joanna moja druga dziewczyna.”

idziesz w moje ślady ale to dobrze, ludzie otwarci zawsze zyskują, chociaż czasem zani zyskają wiele stracą, wyleją wiele łez, mimo to warto wierzyć, warto wylać te łzy, nawet jeśli dobra chwila czy krótka znajomość nie jest tą długą.
Warto bo prócz złego, zawsze można wspomnieć te pięć minut naszego i drugiej osoby zadowolenia.

Już dawno miałem chęć napisać coś takiego, ale nigdy nie starczało mi czasu, a inne zajęcia nie pozwalały mi zebrać myśli na tyle, żeby to zacząć. Teraz mam trochę luzu więc postanowiłem się za to zabrać.

Zgadzam sie z Wami, Panowie! Nawet, jeżeli wspomnienie o jakiejś osobie ma być tylko jedno, to jeżeli jest pozytywne, już zyskaliśmy.
Krissu, właśnie to jest fascynujące, że nic prawie nie wiem. Nie mówiłam Ci, że jesteś tajemniczą osobą? 🙂

Owszem Mówiłaś, a i tak jakąś tajemnicę zachowam dla siebie, tak łatwo się nie odkryję 😛 To co tu będzie opisane, to tylko mała cząstka pewnych wydarzeń, które ukształtowały mnie w stopniu w jakim teraz mnie znasz.

Ja też pamiętam czasy CB i baaardzo miło je wspominam. To było lepsze niż wszystkie portale randkowe razem wzięte. Poflirtować się dąło, ale też poznawało się ciekawych ludzi i ciekawe historie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink