Kategorie
Biografia - nie biografia

Biografia, nie biografia – Joanna i dalsze perypetie

Jak już pisałem we wcześniejszym wpisie, mój wybór padł jakimś trafem na średniego syna sąsiadów i stało się to niewiedzieć jak i kiedy, przyglądając się temu wszystkiemu z boku, możnaby rzec, że bracia w kumplowaniu się ze mną, wymienili się miejscami. Najstarszy, którego do mnie przysłano z czasem przestał się interesować obcowaniem ze mną i nie pamiętam co, ale coś we wspólnych zainteresowaniach, spowodowało, że zakumplowałem się właśnie z średnim bratem. Możnaby rzec, że taka jakby przyjaźń trwa do dzisiaj i zawsze kiedy potrzebne mi jest oko do czegoś to o ile on ma czas służy mi własnym, aczkolwiek, prawdziwą przyjaźnią bym tego nie nazwał. Ilekroć wracam myślami do wsi na której się wychowałem, zawsze przypominają mi się, nocne wizyty wilków na naszym podwórku no i oczywiście dzików. Gdzie w tym czasie był nasz pies? Na panienkach oczywiście :D. Wracał najczęściej umorusany jak nieboskie stworzenie drugiego dnia nad ranem no, ale wróćmy do Wrocławia. W internacie spędziłem razem z zawodówką jakieś 11 lat. Po skończonej szkole, zatrudniłem się w jedymym dostępnym we Wrocku zakładzie pracy hronionej o pięknej nazwie Dolsin.Był to kawał drogi dojazdowej od mojego miejsca zamieszkania, ale dowiedziałem się, że przecież oni mają tam hotel, dzisiaj już nieczynny, ale zakład ma się w miarę dobrze, choć mogłoby być z nim nieco lepiej. Jeśli będę zmuszony, chyba spowrotem tam wrócę mimo dalekiej trasy i groźby codziennego spóźniania się do pracy. Rok później nastały takie czasy, że niepełnosprawnym kazano wybierać, albo praca, albo renta socjalna. Stosunek jednego do drugiego był oczywisty. Moja wypłata po ośmio godzinnej pracy, wynosiła: 250000 miesięcznie, kiedy renta socjalna wynosiła aż 750000. Wybór był prosty, choć dzisiaj trochę żałuję, że wtedy pokusiłem się na stawkę, jaką oferowała mi renta i zwolniłem się za porozumieniem stron. Wtedy jeszcze niestety nie można było dorabiać do rent. Kiedy już pobierałem moje 750000 pln, dobrze mi się żyło i nie narzekałem nalos. Wtedy też w wieku prawie 18stu lat poznałem Joannę, moją pierwszą dziewczynę. Joanna była ładną i inteligentną 17sto latką, a poznałem ją dzięki telefonowi, który poprzez jakieś niedopatrzenie tepsowskich techników, posiadał tzw. przebicia nalinii i można było dzwoniąc na numer o którym wiedziało się, że tam nikt nie odbierze, krzyczeć do siebie, tak długo, aż ktoś nas usłyszy. Nie byłem jak się później okazało, jedynym który odkrył zalety błędów techniki telekomunikacyjnej. Coś mi jeszcze nie wiedząc o różnych „mykach” już świtało kiedy dzwoniąc do znajomych, Słyszałem między sygnałami wywoławczymi: „Haaaalooooo! Haaaaaaloooo! Podaj numeeeer!”. Myślałem, wtedy, że to normalne, takie zakłucenia ponieważ to analog centrala tzw. pentakonta, więc nie może być dobrze kiedy na każdym rogu ulicy niemal stała szafa telekomunikacyjna ze znaczkiem tpsa. Jeszcze w szkole zawodowej, jeden mój kolega z grupy, powiedział mi mniej więcej jak to działa i kiedy trzeba krzyczeć. Przyznam, że wtedy mało mnie to interesowało. Od jakiś jeden z drugim idiotów, wrzeszczą do słuchawki, nie wiadomo poco i na co. Dużo o wiele, wiele później zaczął mnie interesować temat, kiedy w eterze miedzianych kabli z czasem, przybywało głosów krzyczących hasło: „Podaj numer”. Skoro tak, to czemu miałbym nie spróbować. Dołączyłem i ja do grona wrzeszczących i tak poznałem sporo osób płci przeciwnej, a żwe owo coś działało tylko pod jednym prefiksem, zazwyczaj były to dziewczyny z trzech osiedli, na których mieszkali moi dwaj znajomi z mojej klasy, tudzieżby grupy. Oj, wtedy się działo oj działo, razem z poznanymi dziewczynami, stworzyliśmy 30sto osobową grupę i dość często wyjeżdżaliśmy taką grupą na różnego rodzaju wypady. Wtedy i kumpli mi przybyło bo to na imprezach co i rusz poznawało się kogoś ciekawego. Zwłaszcza u kolegi Marka , który co roku robił u siebie sylwestra i co roku sam szedł na inną imprezę, własne mieszkanie zostawiając nam na całą noc. Wracał potem rano, a my pomagaliśmy mu w sprzątaniu. Joannę poznałem właśnie na tychkrzyczących niniach, ale zanim to, spotkało mnie miłe zaskoczenie ze strony innych dziewczyn. Któregoś dnia stojąc w budce telefonicznej z kieszeniami pełnymi żetonów do automatu, krzyczałem do słuchawki znaną już frazę aż nagle, odezwała się z oddali jakaś dziewczyna. Na co ja: Podaj numer! musiała go powtarzać kilka razy, bo po pierwsze zagłuszał mi ją sygnał dzwoniącego gdzieś telefonu, a po drugie, inni też chcieli od niej numer i również mi ją zagłuszali. Wreszcie udało mi się połączyć ten magiczny szereg kilku cyferek i po wrzuceniu żetonu, uzyskałem z nią bezpośrednie połączenie: Ja. Cześć. ona „Cześć” Ja. dzwoniłaś na linię? ona: „tak”. ja. jak masz na imię? ona „Marta”. i od słowa do słowa spędziłem w tej budce jakieś 3 godziny rozmawiając z Martą. Kiedy dowiedziała się gdzie jestem, bez wahania zaproponowała, żebyśmy się spotkali i zapytała, czy mogłaby przyjść z koleżanką. Czemu nie? i tutaj postanowiłem wypróbować działanie zasłony dymnej, tak na wszelki wypadek: Ja. Wiesz co Marta? nie wiem co ty na to, ale ja jestem osobą niepełnosprawną. Ona. „to znaczy”? ja. Wedle prawa polskiego, jestem osobą niewidomą. Ona. „no i”? ja. Nie przeszkadza ci to? ona. „A ty się z koniem na łby po zamieniałeś”? Wreszcie przyszły na umówione miejsce obie charakterne i piękne, a z czasem, dołączyły do naszej i tak już sporej grupki i tak zrobiło się nas 32 osoby no, ale czasby wrócić do Joanny. Byłem z nią dwa lata, a nasz związek zaczął się w jej urodziny i w jej urodziny się skończył. Dziś, z perspektywy czasu, mogę go zaliczyć do epizodów. Dzięki Joannie zacząłem uczęszczać do różnego rodzaju wspólnot katolickich i nietylko. U protestantów też zdarzyło mi się być wtedy kilka razy. Widziałem te tzw. cuda, kiedy to ludzie pod żekomą mocą Bożą padali na ziemię. Widziałem też jak któregoś dnia i Joanna poddała się temu czemuś i również wylądowała na podłodze, a potem, zaczęły się jej „majaki” nt. Boga itp. Trwało to dość długo, aż po dwóch latach, oświadczyła mi, że Bóg ma dla niej kogoś innego. Tym kimś okazał się
wojciech R studiujący medycynę na kierunku ginekologia. Ja , chcąc jeszcze jakoś tam ratować nasz tzw. związek, na jej prośbę, zorganizowałem spotkanie z nim pewnego dnia, ale też i nie zamierzałem tego tak zostawić. W końcu bądź co bądź to jeszcze była nadal moja dziewczyna. Joanna, żeby się bardziej zbliżyć do Wojciecha R wykorzystała dwa fakty, pierwszy to taki, że miała bardzo bolesne miesiączki i drugi, niejako wiążący się z pierwszym, że Wojciech R był przyszłym ginekologiem. Nawet udało jej się mnie namówić, żebym z nią pojechał do niego, celem zbadania jej, czy faktycznie jest z nią wszystko ok. Po tym nasz związek zaczął się sypać bardzo szybko i w jej urodziny się rozstaliśmy. Ja, przez czas jakiś jeszcze próbowałem coś z tego sklecić, ale jak mądre przysłowie pszczół mówi: „do tanga trzeba dwojga”, a w tym przypadku nawet się nie obejrzałem, jak tańczyłem sam. C.D.N

Ps:

Jak już pisałem we wcześniejszym wpisie, mój wybór padł jakimś trafem na średniego syna sąsiadów i stało się to niewiedzieć jak i kiedy, przyglądając się temu wszystkiemu z boku, możnaby rzec, że bracia w kumplowaniu się ze mną, wymienili się miejscami. Najstarszy, którego do mnie przysłano z czasem przestał się interesować obcowaniem ze mną i nie pamiętam co, ale coś we wspólnych zainteresowaniach, spowodowało, że zakumplowałem się właśnie z średnim bratem. Możnaby rzec, że taka jakby przyjaźń trwa do dzisiaj i zawsze kiedy potrzebne mi jest oko do czegoś to o ile on ma czas służy mi własnym, aczkolwiek, prawdziwą przyjaźnią bym tego nie nazwał. Ilekroć wracam myślami do wsi na której się wychowałem, zawsze przypominają mi się, nocne wizyty wilków na naszym podwórku no i oczywiście dzików. Gdzie w tym czasie był nasz pies? Na panienkach oczywiście :D. Wracał najczęściej umorusany jak nieboskie stworzenie drugiego dnia nad ranem no, ale wróćmy do Wrocławia. W internacie spędziłem razem z zawodówką jakieś 11 lat. Po skończonej szkole, zatrudniłem się w jedymym dostępnym we Wrocku zakładzie pracy hronionej o pięknej nazwie Dolsin.Był to kawał drogi dojazdowej od mojego miejsca zamieszkania, ale dowiedziałem się, że przecież oni mają tam hotel, dzisiaj już nieczynny, ale zakład ma się w miarę dobrze, choć mogłoby być z nim nieco lepiej. Jeśli będę zmuszony, chyba spowrotem tam wrócę mimo dalekiej trasy i groźby codziennego spóźniania się do pracy. Rok później nastały takie czasy, że niepełnosprawnym kazano wybierać, albo praca, albo renta socjalna. Stosunek jednego do drugiego był oczywisty. Moja wypłata po ośmio godzinnej pracy, wynosiła: 250000 miesięcznie, kiedy renta socjalna wynosiła aż 750000. Wybór był prosty, choć dzisiaj trochę żałuję, że wtedy pokusiłem się na stawkę, jaką oferowała mi renta i zwolniłem się za porozumieniem stron. Wtedy jeszcze niestety nie można było dorabiać do rent. Kiedy już pobierałem moje 750000 pln, dobrze mi się żyło i nie narzekałem nalos. Wtedy też w wieku prawie 18stu lat poznałem Joannę, moją pierwszą dziewczynę. Joanna była ładną i inteligentną 17sto latką, a poznałem ją dzięki telefonowi, który poprzez jakieś niedopatrzenie tepsowskich techników, posiadał tzw. przebicia nalinii i można było dzwoniąc na numer o którym wiedziało się, że tam nikt nie odbierze, krzyczeć do siebie, tak długo, aż ktoś nas usłyszy. Nie byłem jak się później okazało, jedynym który odkrył zalety błędów techniki telekomunikacyjnej. Coś mi jeszcze nie wiedząc o różnych "mykach" już świtało kiedy dzwoniąc do znajomych, Słyszałem między sygnałami wywoławczymi: "Haaaalooooo! Haaaaaaloooo! Podaj numeeeer!". Myślałem, wtedy, że to normalne, takie zakłucenia ponieważ to analog centrala tzw. pentakonta, więc nie może być dobrze kiedy na każdym rogu ulicy niemal stała szafa telekomunikacyjna ze znaczkiem tpsa. Jeszcze w szkole zawodowej, jeden mój kolega z grupy, powiedział mi mniej więcej jak to działa i kiedy trzeba krzyczeć. Przyznam, że wtedy mało mnie to interesowało. Od jakiś jeden z drugim idiotów, wrzeszczą do słuchawki, nie wiadomo poco i na co. Dużo o wiele, wiele później zaczął mnie interesować temat, kiedy w eterze miedzianych kabli z czasem, przybywało głosów krzyczących hasło: "Podaj numer". Skoro tak, to czemu miałbym nie spróbować. Dołączyłem i ja do grona wrzeszczących i tak poznałem sporo osób płci przeciwnej, a żwe owo coś działało tylko pod jednym prefiksem, zazwyczaj były to dziewczyny z trzech osiedli, na których mieszkali moi dwaj znajomi z mojej klasy, tudzieżby grupy. Oj, wtedy się działo oj działo, razem z poznanymi dziewczynami, stworzyliśmy 30sto osobową grupę i dość często wyjeżdżaliśmy taką grupą na różnego rodzaju wypady. Wtedy i kumpli mi przybyło bo to na imprezach co i rusz poznawało się kogoś ciekawego. Zwłaszcza u kolegi Marka , który co roku robił u siebie sylwestra i co roku sam szedł na inną imprezę, własne mieszkanie zostawiając nam na całą noc. Wracał potem rano, a my pomagaliśmy mu w sprzątaniu. Joannę poznałem właśnie na tychkrzyczących niniach, ale zanim to, spotkało mnie miłe zaskoczenie ze strony innych dziewczyn. Któregoś dnia stojąc w budce telefonicznej z kieszeniami pełnymi żetonów do automatu, krzyczałem do słuchawki znaną już frazę aż nagle, odezwała się z oddali jakaś dziewczyna. Na co ja: Podaj numer! musiała go powtarzać kilka razy, bo po pierwsze zagłuszał mi ją sygnał dzwoniącego gdzieś telefonu, a po drugie, inni też chcieli od niej numer i również mi ją zagłuszali. Wreszcie udało mi się połączyć ten magiczny szereg kilku cyferek i po wrzuceniu żetonu, uzyskałem z nią bezpośrednie połączenie: Ja. Cześć. ona "Cześć" Ja. dzwoniłaś na linię? ona: "tak". ja. jak masz na imię? ona "Marta". i od słowa do słowa spędziłem w tej budce jakieś 3 godziny rozmawiając z Martą. Kiedy dowiedziała się gdzie jestem, bez wahania zaproponowała, żebyśmy się spotkali i zapytała, czy mogłaby przyjść z koleżanką. Czemu nie? i tutaj postanowiłem wypróbować działanie zasłony dymnej, tak na wszelki wypadek: Ja. Wiesz co Marta? nie wiem co ty na to, ale ja jestem osobą niepełnosprawną. Ona. "to znaczy"? ja. Wedle prawa polskiego, jestem osobą niewidomą. Ona. "no i"? ja. Nie przeszkadza ci to? ona. "A ty się z koniem na łby po zamieniałeś"? Wreszcie przyszły na umówione miejsce obie charakterne i piękne, a z czasem, dołączyły do naszej i tak już sporej grupki i tak zrobiło się nas 32 osoby no, ale czasby wrócić do Joanny. Byłem z nią dwa lata, a nasz związek zaczął się w jej urodziny i w jej urodziny się skończył. Dziś, z perspektywy czasu, mogę go zaliczyć do epizodów. Dzięki Joannie zacząłem uczęszczać do różnego rodzaju wspólnot katolickich i nietylko. U protestantów też zdarzyło mi się być wtedy kilka razy. Widziałem te tzw. cuda, kiedy to ludzie pod żekomą mocą Bożą padali na ziemię. Widziałem też jak któregoś dnia i Joanna poddała się temu czemuś i również wylądowała na podłodze, a potem, zaczęły się jej "majaki" nt. Boga itp. Trwało to dość długo, aż po dwóch latach, oświadczyła mi, że Bóg ma dla niej kogoś innego. Tym kimś okazał się
wojciech R studiujący medycynę na kierunku ginekologia. Ja , chcąc jeszcze jakoś tam ratować nasz tzw. związek, na jej prośbę, zorganizowałem spotkanie z nim pewnego dnia, ale też i nie zamierzałem tego tak zostawić. W końcu bądź co bądź to jeszcze była nadal moja dziewczyna. Joanna, żeby się bardziej zbliżyć do Wojciecha R wykorzystała dwa fakty, pierwszy to taki, że miała bardzo bolesne miesiączki i drugi, niejako wiążący się z pierwszym, że Wojciech R był przyszłym ginekologiem. Nawet udało jej się mnie namówić, żebym z nią pojechał do niego, celem zbadania jej, czy faktycznie jest z nią wszystko ok. Po tym nasz związek zaczął się sypać bardzo szybko i w jej urodziny się rozstaliśmy. Ja, przez czas jakiś jeszcze próbowałem coś z tego sklecić, ale jak mądre przysłowie pszczół mówi: "do tanga trzeba dwojga", a w tym przypadku nawet się nie obejrzałem, jak tańczyłem sam. C.D.N

Ps:

I tak w tym wpisie, wiele pominąłem, bo nawet nie wiem w pewnym momencie, jak miałbym pewne wydarzenia opisać, żeby się za bardzo nie rozwodzić.

5 odpowiedzi na “Biografia, nie biografia – Joanna i dalsze perypetie”

Proszę, proszę, rozwodź się jak tylko potrafisz, oczywiście bez ujawniania szczegółów, których nie chcesz ujawniać na blogu. Wszystko czytam z zapartym tchem i tak uważnie, jak się tylko da.

Ja też mam za sobą takie doświadczenie, że na osiemnastce mojego brata poznałam jego bardzo dobrego kolegę. Od tej imprezy kolega zaczął przychodzić do mnie, zamiast mojego brata. Chcę przez to powiedzieć, że dogadywaliśmy się dużo lepiej, niż oni dwaj. Ta znajomość dużo mi dała w tamtym czasie, choć zawsze pozostaliśmy jedynie na stopie przyjacielskiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink